- Dlaczego, chcesz żebym ci pomógł? Wskrzesiłaś mnie ze względu na mojego brata?
- Ponieważ potrzebuję pomocy. Sama nie dam sobie rady mimo, że
jesteśmy silną drużyną. Tak, masz rację, po części ożywiłam cię ze
względu na twojego brata. Możesz być innego zdania, ale osobiście
uważam, że możesz wskazać mu inną drogę, niż sianie zniszczenia, śmierci
i strachu… – urwała spoglądając na swojego rozmówcę. Jednak twarz
Uchihy pozostawała bez wyrazu, jak maska pokerzysty. Nie dało się z niej
odczytać żadnych uczuć, czy emocji.
- Jestem innego zdania. Nie znasz go. Jeśli raz sobie coś postanowi, nie spocznie dopóki nie osiągnie zamierzonego celu.
- Nigdy nie pomyślałeś, że możesz się mylić? Co jeśli to ja mam rację?
- Nie wiem… może. Wnioskuję to wiedząc jakim Sasuke jest człowiekiem i
jaki ma charakter. – wyjaśnił. Skąd ten pomysł z ożywianiem zmarłych?
- Tak ja już wspomniałam potrzebuję pomocy… powiedzmy, że nie do
końca mogłam prosić o to kogoś z żyjących…Tak czy inaczej, nie jesteś
jedynym którego zamierzam tutaj sprowadzić.
- Kogo jeszcze chcesz tu ściągnąć? – zapytał mimowolnie, pozostając całkowicie obojętnym.
- Nagato, Deidare i Sasoriego. – odpowiedziała.
- Akatsuki? – Akane przytaknęła skinieniem głowy. – Prosząc o
wsparcie kryminalistów to nie najlepszy pomysł. – oznajmił chłodno
Itachi.
- Masz rację, jednak potrzeba nam silnych sprzymierzeńców. A
członkowie Akatsuki są nie tylko silni, ale także nikt nie spodziewa się
was ponownie spotkać, co jest dodatkowym plusem. – wyjaśniła.
- Minusów jest znacznie więcej. – odparł ponuro.
- Na przykład?
- Co zrobisz, jeśli nie zgodzą się z tobą współpracować? – w tym
momencie Akane uświadomiła sobie, że Itachi również nie wyraził zgody na
współpracę. Zacisnęła nerwowo pięści na posłaniu. Powiedziała zbyt
wiele, teraz mogła słono za to zapłacić, jeżeli mężczyzna nie przystanie
na jej propozycję. Nieświadomie zdradziła mu tyle informacji… jakaś
cząstka dziewczyny chciała mu zaufać, dlatego nie zważała na słowa.
Tymczasem druga jej strona była pełna niepewności i nieufności. Skarciła
siebie w duchu za tak lekkomyślne postąpienie. Starając się uspokoić
swoje nerwy, obiecała sobie, że od tej pory będzie uważała na to co
mówi. Pozostało jej wierzyć, iż Itachi nie wykorzysta informacji,
których się dowiedział przeciwko niej. Były członek Akatsuki spojrzał
uważnie na Kuroihane, która zacisnęła nerwowo pięści. Wyglądało na to,
że pytanie które jej zadał zaniepokoiło ją. Niespodziewanie kunoichi
jakby ocknęła się z głębokiego zamyślenia i powiedziała:
- Nie wiem… Może po prostu wymarzę im pamięć i pozwolę żyć dalej? – odpowiedziała z namysłem.
- Żyć? Czemu ich nie zabijesz? W końcu to żaden problem jako, że będą
osłabieni, tak jak ja teraz. – Dziewczyna słysząc jego słowa,
gwałtownie poderwała się z miejsca i skierowała się w kierunku drzwi.
- To właśnie odróżnia mnie i moją organizację od Akatsuki. Nie
zabijam bez powodu, z resztą nie mogłabym tego zrobić…- wyjaśniła, po
czym wyszła zostawiając mężczyznę ponownie samego. Uchiha przez chwilę
myślał nad odpowiedzią brunetki. Nie chciał jej urazić, lecz cóż mógł
zrobić, że stało się inaczej?
***
- Shinani, daleko jeszcze?
- Megumi – chan, proszę cię nie marudź. – odparła zielonowłosa.
- Nie marudzę, tylko się pytam jak długo jeszcze będziemy się wlec? I
nie mów do mnie „Megumi – chan” nie jestem małym dzieckiem. – oznajmiła
niezadowolona blondynka.
- To prawda, ale marudzisz jak pięciolatka.
- Zamknij się! Do cholery jak spuchną mi kostki od tego ciągłego łażenia, to obiecuję, że mi za to zapłacisz!
- Nie dramatyzuj… – Ishimura westchnęła ciężko, również mając powoli
dość tylko, że obecności towarzyszki. – Przecież kilka godzin temu
wygrzewałaś się w gorących źródłach! Jesteś śmierdzącym leniem wiesz?
- Taa jasne, jeśli ktoś tu jest leniem to z całą pewnością nie ja! – warknęła Iwasaki.
- No więc kto? – zapytała niewzruszona Shinani.
- Akane.
- Co? Czemu? – zdziwiła się tamta.
- Bo to ona siedzi i nic nie robi, tylko nam rozkazuje. – wyjaśniła z kwaśną miną.
- Nieprawda.
- Nie wcale. Ona nie musi dźwigać na swoich barkach sześćdziesięciu kilogramów i nieść je przez jakieś kilkaset kilometrów!
- Dla twojej wiadomości powiem tylko tyle, że nasza kochana liderka
dzisiaj również miała za zadanie udać się do Konohy. A wioska liścia
znajduje się dalej niż wioska deszczu.
- Być może…. Aczkolwiek to nie zmienia faktu, że musiałyśmy wleźć na
samą górę jakiejś okropnej wierzy i zabrać stamtąd tego zombie, którego
zamierza ożywić. Byłoby o wiele szybciej gdybyśmy sturlały go z tych
schodów! Ale nie! Bo ty zawsze musisz postawić na swoim!
- Megumi, to jest człowiek! nie kukła! – krzyknęła oburzona kunoichi.
- Phi! To nie człowiek to trup!
- No a trup to niby czym jest? Pani mądralińska?
- Zwłokami. – słysząc odpowiedź towarzyszki, Shinani wolną ręką dotknęła czoła.(Facepalm)
- Kobieto… twoja inteligencja momentami mnie powala…
- Mam uznać to za komplement? – zielonowłosa, wywróciła oczami,
marząc by w końcu znaleźć się w kryjówce i zaznać chwili spokoju.
- Zastanowiłaś się chociaż, co by się z nim stało gdybyśmy zrzuciły go z tych schodów, tak jak proponowałaś?
- A co miałoby się z nim stać? – Megumi wzruszyła ramionami.
- Nie pomyślałaś, że mógłby tak zupełnie przypadkiem rozlecieć się na kawałki?
- No i co z tego? Przecież i tak nie żyje, więc co za różnica?
- Jesteś stereotypową blondynką.
- To znaczy?
- Jesteś głupia jak but! W ogóle masz coś takiego jak mózg?!
- Tak, mam! I nie obrażaj mnie, bo jeszcze zobaczymy kto jest
mądrzejszy, pani profesor. – Shinani wywróciła oczami. Miała zamiar się
odgryźć, ale w tym samym momencie na swojej drodze spostrzegła młodego
mężczyznę, siedzącego pod jednym z drzew. Zastanawiała się czy słyszał o
czym rozmawiają, jeśli tak tym gorzej dla niego.
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz