niedziela, 27 września 2015

Rozdział 10: Przeciwne strony

Dyszała ciężko, nieco zmęczona ciągłym unikaniem błyskawic i innych ataków skierowanych w nią, przez młodego Uchihe. Nie wiedziała , jak długo przyjdzie jej jeszcze bronić się w ten sposób. Natomiast wiedziała, że niedługo wyczerpią się jej siły, ale za pewne właśnie o to chodziło jej wrogowi, żeby ją zmęczyć. Zapewne tylko czekał na odpowiedni moment, jak sęp czekający aż jego przyszła ofiara opadnie z sił, a on będzie mógł przystąpić do zadania ostatecznego ciosu. Musiała zebrać siły i obmyślić dalszy plan działania. Miała nadzieję, że Megumi udało się bezpiecznie dotrzeć do ich kryjówki. Pozostało jej czekać, aż ktoś przybędzie jej z pomocą, więc do tego czasu musiała utrzymać się na nogach i nie dać przeciwnikowi satysfakcji z wygranej. W pewnym momencie, nim zdążyła się zorientować  co się dzieje, usłyszała świst stali, a po niej przeszywający ból w prawym ramieniu.
- Teraz już nigdzie nie uciekniesz. – oznajmił lodowatym głosem, Sasuke.
- To się jeszcze okaże. – wycedziła przez zęby Shinani i chwyciła za ostrze miecza, by wyciągnąć je ze swojego ciała. Jednak, gdy tylko to zrobiła, zrozumiała, że popełniła ogromny błąd. Chłopak uśmiechnął się złowrogo, po czym naładował swoją broń, energią Chidori. Elektryczna siła przeszła prosto z ostrza na jej  ciało. Boleśnie i skutecznie ją obezwładniając. Zielonowłosa zacisnęła z bólu zęby, hamując narastający w gardle krzyk. Kilka sekund później, opadła bezwładnie na ziemię, ogłuszona.  Czuła się tak, jakby ktoś odciął ją od wszystkich zmysłów. Nie była wstanie się poruszyć. Jedyne z czego zdawała sobie sprawę, to szum krwi w jej uszach, który skutecznie uniemożliwił jej odbiór jakichkolwiek innych dźwięków z otoczenia. Kiedy dziewczyna legła na ziemię na wpółprzytomna, Sasuke podszedł do niej, chwytając ją za wysoki kołnierz jej płaszcza i uniosł dziewczynę do góry.
- Teraz gadaj co wiesz. – zażądał. Shinani spojrzała na niego z pod przymrużonych powiek, lekko krzywiąc się z bólu.
- Wal się. – Uchiha słysząc jej słowa, zacisnął mocniej pięść na materiale.
- Nie igraj ze mną. – odparł chłodno, a w jego oczach pojawił się Wieczny Mangekyo Sharingan. – Skoro nie chcesz mówić dobrowolnie, to widocznie muszę cię do tego zmusić. – warknął. Usiłował uwięzić kunoichi w swoim genjutsu, jednakże ta uparcie zaciskała powieki.
- Otwórz oczy. – rozkazał.
- Nigdy.
- Rób to co ci każę, w przeciwnym wypadku otworzę ci je siłą, a następnie ci je wydłubię. – zagroził, lecz widząc, iż dziewczyna za nic nie zmieni zdania, postanowił przejść do zrealizowania swojej groźby. Już miał zagłębić palce w jej oczodołach, kiedy nagle usłyszał inny, donośny i pewny siebie kobiecy głos:
- Zostaw ją! – z początku Uchiha pomyślał, że to tamta blondynka wróciła by pomóc przyjaciółce, lecz gdy się odwrócił, na olbrzymim złotym ptaku  spostrzegł kobietę o długich, czarnych włosach, przyodzianą w błękit. Obok niej stała niższa, brązowowłosa dziewczyna. Nie mógł jednak uwierzyć w to, kogo zobaczył obok nich. Był to Itachi we własnej osobie. Jego przeczucia były prawdziwe, ale nie potrafił zaakceptować tej świadomości. Zastanawiał się jak to możliwe…- Czyżby znowu użyli wobec niego Edo Tensei? Nie, to nie możliwe wygląda zbyt naturalnie….- Sasuke znalazł się w takim osłupieniu, iż mimowolnie puścił dziewczynę, która słysząc głos swojej wybawczyni, uśmiechnęła się gorzko. Kilka sekund później nieznane mu kunoichi, wraz z jego bratem wylądowali na ziemi. Z początku nikt nic nie mówił, ani nie ruszał się ze swojego miejsca. Zapanowała dudniąca w uszach cisza, którą dopiero po jakimś czasie przerwał głos Sasuke:
- Itachi? To naprawdę ty? – zapytał w dalszym ciągu nie dowierzając. Na to pytanie starszy Uchiha, przytaknął kiwnięciem głowy, po czym zrobił kilka kroków w stronę swojego brata.
- Miło cię znowu widzieć Sasuke. – odparł, a kąciki jego ust uniosły się lekko ku górze. Itachi nie mógł się nadziwić, że jego młodszy, mały braciszek tak szybko wyrósł na dorosłego mężczyznę. - Jak ten czas leci…-pomyślał. Ostatnim razem gdy go widział, miał jakieś siedemnaście lat. Zastanawiał się ile to lat minęło od jego śmierci… wyglądało na to, że co najmniej kilka. Postanowił, że później musi o to zapytać Kuroihane.
- Co ty tutaj robisz? Czy, ty nie powinieneś….
- Być martwy? Owszem… – dokończył za niego Itachi.
- A więc jak?
- Pozwól najpierw, że to ja cię o coś spytam… Nadal masz zamiar zniszczyć Konohę?
- Tak…wiem, że zawsze robiłeś wszystko, by chronić wioskę, ale chcę by nasz klan odzyskał swoje dobre imię. – oznajmił.
-  To nic nie da… – odpowiedział spokojnie, lecz bystre oczy Akane dostrzegły cień żalu w jego obliczu.
- Doprawdy? Moim zdaniem, to zdziała bardzo wiele… – odparł, po czym przeniósł swój wzrok na stojące obok jego brata kunoichi.
- Kim jesteście? – skierował ku nim swe pytanie, jednak po ich wzroku domyślił się, iż nie ma co liczyć na odpowiedź. – To któraś z nich
cię ożywiła? – Itachi nie wiedział co ma odpowiedzieć, więc również milczał.
- To ja jestem za to odpowiedzialna. – przyznała Akane, występując kilka kroków na przeciw chłopaka. Sasuke ponownie na nią spojrzał. Nie wydawała się silna. Zastanawiał się w jaki sposób ściągnęła tutaj jego brata i jak udało jej się go przekonać na swoją stronę. Pomyślał nawet, że go kontroluje, choć nic na to nie wskazywało.
- Po co to zrobiłaś? – zapytał wprost.
- By cię powstrzymać. – wyjaśniła.
- Powstrzymać? – słysząc to, Sasuke zaśmiał się kobiecie w twarz. – Dawno nie słyszałem, tak absurdalnej rzeczy. – zakpił, uśmiechając się wrednie.  Z szybkością błyskawicy, zaatakował Kuroihane. Dziewczyna była zaskoczona szybkością z jaką się poruszał. Nim zorientowała się co się dzieje, ostrze chłopaka już zmierzało w kierunku jej klatki piersiowej. Było za późno, by dobyła swojej katany i odparła atak. Na jej szczęście, Itachi zareagował szybciej niż ona i zdołał osłonić ją przed ciosem. Miecz Sasuke wbił się boleśnie w dłoń mężczyzny, który przytrzymując ręką klingę zapobiegł zadania śmiertelnej rany.
- Dlaczego ją bronisz? – zapytał, nie kryjąc zaskoczenia, jego czynem.
- Kuroihana – san, poprosiła mnie o pomoc, a ja się zgodziłem, ponieważ nie pozwolę, abyś zniszczył Konohę i zburzył spokój w świece ninja.
- I myślisz, że zdołacie mnie powstrzymać? Przykro mi bracie, ale nie uda wam się tego dokonać. Nikt mnie nie powstrzyma nawet ty. – oznajmił, po czym wykonał technikę przywołania. W mgnieniu oka pojawił się wielki jastrząb. Uchiha wskoczył na jego grzbiet, po czym odleciał w kierunku znanym tylko dla siebie. Itachi patrzył w bezruchu na odlatującego brata, nie wiedząc co myśleć o jego zachowaniu.  Sachiko przyglądała się całemu zdarzeniu w milczeniu, tak jak obiecała Akane, lecz teraz widząc jak ich wróg się oddala, była gotowa za nim ruszyć i wyzwać go na pojedynek. Jednak w ostatniej chwili została powstrzymana przez liderkę.  Następnie czarnowłosa spostrzegła, Shinani, która odzyskawszy władzę nad ciałem, próbowała się podnieść.  Przez to całe zamieszanie prawie by o niej zapomniała. Natychmiast do niej podbiegła, pomagając jej się podnieść.
- Dzięki. – powiedziała zielonowłosa.
- Jesteś cała?
- Tak, nic mi nie jest. – odparła, wspierając się na ramieniu przyjaciółki.
- To dobrze. – odezwała się do kunoichi, po czym zwróciła się do Itachi’ego i Amagawy:
- Wracajmy, nic tu po nas.
CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz